Pan Twardowski
awno, dawno temu mieszkał w Krakowie pewien szlachcic. Nazywał się Jan Twardowski. Był medykiem - tak kiedyś nazywano lekarzy – i chętnie pomagał ludziom. Drzwi jego pracowni były otwarte nawet dla najbiedniejszych.
Pewnego dnia Twardowski odkrył na strychu tajemniczą księgę. Każdego wieczora pilnie studiował zawarte w niej magiczne zaklęcia. Magia mogła przynieść mu bogactwo i sławę. Pewnej nocy stanął przed nim sam... diabeł.
„Widzę, że pilnie studiujesz sztuki magiczne. Chętnie pomogę ci w odprawianiu czarów, jeśli ty, w zamian oddasz mi swą duszę” – powiedział. “Zgoda” - odparł Twardowski – „Ale oddam ci swą duszę dopiero, gdy pojawię się w Rzymie. „Zgadzam się! - rzekł diabeł i wyciągnął zza pleców gotową umowę.
Twardowski kazał diabłu wyczarować olbrzymiego koguta. Jeździł nim po całym kraju. Magicznymi sztuczkami leczył ludzi i zdobywał sławę. Tak mijały lata. Diabeł tracił wiarę, że Twardowski kiedykolwiek wybierze się do Rzymu i odda mu swoja duszę.
Pewnej nocy do domu medyka zastukał ubogi człowiek. Powiedział, że jego córeczka ciężko zachorowała i poprosił, by pan Twardowski udał się za nim do karczmy.
Gdy pan Twardowski stanął w drzwiach karczmy, ze wszystkich stron otoczyły go diabły. “Czego ode mnie chcecie? – krzyknął – „Przecież nie jesteśmy w Rzymie.” Wtedy pojawił się diabeł, z którym pan Twardowski podpisywał cyrograf. “Ta karczma Rzym się nazywa! Twoja dusza jest moja.”
Diabeł uniósł Twardowskiego wysoko nad ziemię. Ale Twardowski nie zamierzał się poddać. Wiedział, że diabeł nie znosi religijnych pieśni. Zaczął więc śpiewać na całe gardło. Diabeł wpadł we wściekłość. Skurczył się tylko i puścił Twardowskiego.
Nasz bohater spadał i spadał. Wtem oślepiło go srebrzyste światło i poczuł, że nie leci już dalej. Tak oto Mistrz Twardowski wylądował na Księżycu. Siedzi tam podobno do dzisiaj, tęskniąc za domem.